Psalm 127 (tłum. Biblia Tysiąclecia)
1 Pieśń stopni. Salomonowa. Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie.
2 Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna - dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje.
3 Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą.
4 Jak strzały w ręku wojownika, tak synowie za młodu zrodzeni.
5 Szczęśliwy mąż, który napełnił nimi swój kołczan. Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał z nieprzyjaciółmi w bramie.
Teologia Psalmu 127
Jak nigdzie indziej w Starym Testamencie jest podkreślona potrzeba pomocy Bożej we wszelkich poczynaniach ludzkich, aby były skuteczne. Mamy tutaj, jakby preludium do słów Jezusa przekazanych nam przez ewangelię Janową: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.
ks. Prof. Stanisław Łach
Zło w Psalmach często jest porównywane do grząskiego bagna lub sidła. Uwalnianie się samemu z sidła lub bagna nie jest możliwe. Wszelkie ruchy zmierzające o wydostania się pogrążają ofiarę jeszcze bardziej. Bezruch jest najlepszym rozwiązaniem. Szamotanie jest reakcją spontaniczną, by nie powiedzieć, naturalną. Bezruch wymaga przede wszystkim opanowania lęku. Wiele razy cytowałem ten Psalm ludziom, którzy nie mogli zrozumieć, że pomyślność działań musi mieć początek i fundament w Bogu. W głębokim zaufaniu do Niego. Naturalną reakcją człowieka na przychodzące nieszczęście jest chęć wydostania się. Stąd szamotania i nerwowość. Zgoda na to co nas spotyka to w jakimś sensie bezruch wobec nieszczęścia. I nie należy łączyć bezruchu z rezygnacją. Bezruch jest czasem Boga. Jest fundamentem od którego można budować. „Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.”
Wiesław Gdowicz
Istnieją symbole zła i symbole zbawienia. Należy je umieścić twarzą w twarz. Zło to otchłań, jama, błotnista i śliska ziemia. Zbawienie to góra, skała, twardy grunt, droga. Zło więzi, dobro – usprawnia nogi. Właściwą zwinnością odznacza się człowiek skaczący po górach, a nie tonący jak ołów w otchłaniach.
Paul Beauchamp SJ